niedziela, 24 marca 2013

Gratin dauphinois czyli zapiekanka ziemniaczana z przepisu Rachel Khoo


To pierwsza potrawa, jaką zrobiłam z książki Rachel Khoo The Little Paris Kitchen. Jak tylko wyjęłam ja ze skrzynki (kupiłam przez Amazon, polska wersja ma ukazać się w maju), najpierw obejrzałam ją strona po stronie, zachwycając się fotografiami ilustrującymi nie tylko potrawy, ale też życie autorki w Paryżu. Później przeczytałam od deski do deski i pozaznaczałam karteczkami potrawy, które chcę przyrządzić.


Ta książka kucharska jest wyjątkowa ze względu na wiele rzeczy. Wszystko mi się w niej podoba: dobór przepisów, język, jakim została napisana, fotografie i postać samej autorki. Rachel Khoo jest Brytyjką o austryjacko-malezyjskich korzeniach, stąd też jej lekko orientalna uroda. Do Paryża przyjechała na kurs cukiernictwa w Le Cordon Bleu, ale to jej nie wystarczało i postanowiła zostać w tym mieście na dłużej. Prowadzi blog, programy w BBC i mini-restaurację w swoim własnym mieszkaniu. Książka wydana przez Penguin jest ukoronowaniem jej gastronomicznej pracy. Na Wyspach została już okrzyknięta "nową Nigellą", nazywana jest też Amelią gotowania. Z tym ostatnim określeniem akurat się nie zgodzę, gdyż przy całym uroczym retro-wizerunku Rachel, język jakim pisze nie jest ani trochę przesłodzony, wręcz przeciwnie - swobodny i miejscami wręcz kolokwialny. Z drugiej strony przepisy są opisane bardzo profesjonalnie, dowodząc wiedzy i umiejętności autorki. Podoba mi się też to, że Khoo udowadnia, że nawet z pozoru skomplikowane potrawy można zrobić za pomocą tego, co ma się w domu, bez specjalistycznych akcesoriów(np. pisze, jak zrobić creme brulle bez użycia specjalnego palnika). Sama zresztą testuje wszystkie swoje potrawy we własnej kuchni wyposażonej w mini-piekarnik i dwupalnikową kuchenkę. 



 rysunki w książce są też autorstwa Rachel Khoo



 We wstępie pisze, że chciała wydobyć z zapomnienia kuchnię francuską i przełamać stereotypy mówiące, że to kuchnia niezwykle skomplikowana i ociekająca wszechobecnym masłem (chyba tego typu obraz kuchni francuskiej stworzyła właśnie Julia Child). Jej celem było pokazanie, że francuskie potrawy może zrobić każdy, w swojej własnej kuchni i że wcale nie wymagają one wielogodzinnych przygotowań. Zresztą sam podział potraw na lunche, przystawki, przekąski, dania piknikowe, słodycze i dania główne obala stereotyp wielodaniowego obiadu, przy którym Francuzi spędzają pół dnia. Jeżeli dodam jeszcze, że autorka modyfikuje klasyki francuskiej kuchni wedle własnej inwencji, można powiedzieć, że udało jej się pokazać w tej książce to, o czym pisze we wstępie, czyli "fresh and simple approach to the French classics".



Przykładem takiego prostego, a zarazem klasycznego dania kuchni francuskiej jest właśnie ta ziemniaczana zapiekanka:


Składniki na zapiekankę:
1 kg ziemniaków
300ml śmietany 36% (w przepisie jest double cream, czyli śmietana 48%, której nie ma w Polsce, ja dodałam śmietanę 22%, bo tłustszej nie znalazłam w osiedlowym sklepie)
300 ml mleka
łyżeczka musztardy dijon (użyłam musztardy miodowej)
szczypta gałki muszkatołowej
łyżeczka soli (dałam trochę więcej)
opcjonalnie: pietruszka lub koperek (nie użyłam)
do nasmarowania blaszki/naczynia żaroodpornego: łyżka masła i ząbek czosnku
od siebie dodałam: pieprz i zioła prowansalskie

Ziemniaki obieramy i kroimy na cienkie talarki. W misce mieszamy mleko, śmietanę, gałkę muszkatołową, musztardę i sól (ja dodałam jeszcze pieprz i zioła prowansalskie). Ziemniaki przekładamy do garnka, zalewamy śmietanowym kremem. Gotujemy na wolnym ogniu przez 10 minut (od czasu do czasu trzeba przemieszać ziemniaki, żeby nie przywarły do dna). W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do temperatury 200 stopni i przygotowujemy foremkę (ja używam mojego niezastąpionego naczynia żaroodpornego o kształcie formy na tartę). Formę nasmarowujemy najpierw przeciętym na pół ząbkiem czosnku, a później masłem. Wlewamy podgotowane ziemniaki razem ze śmietanowym kremem. Rozprowadzamy je równomiernie w foremce i wstawiamy do piekarnika na 35-40 minut. Gotowa zapiekanka powinna być złocista. Przed podaniem można posypać ją pietruszka lub koperkiem.





wtorek, 12 marca 2013

Sałatka z oliwkami, pomarańczą i selerem naciowym





Chyba wszyscy mamy już dosyć zimy, tęsknimy za słońcem i świeżymi warzywami, brakuje nam witamin. Ja już tak tęsknię za świeżymi pomidorami (to co można obecnie kupić w sklepach za bardzo nie przypomina w smaku pomidora, pomijając już horrendalne ceny tego warzywa), że w akcie desperacji kupiłam karton soku pomidorowego. Rzodkiewki, ogórki, papryki, młode marchewki, ziemniaki, botwinki, szczypiorki. Wracajcie! O truskawkach nawet wolę nie myśleć, zważywszy, że dzisiaj znowu sypał śnieg.
Na pocieszenie proponuję sałatkę, którą można zrobić z dostępnych obecnie warzyw i owoców: pomarańczy, jabłek, oliwek, selera naciowego i sałaty. Jest bardzo orzeźwiająca, zawiera dużo witamin i, nie licząc majonezu, jest niskokaloryczna. Uwaga: seler fajnie się chrupie, ale jeżeli damy go za dużo lub w zbyt dużych kawałkach, zdominuje sałatkę goryczą, więc radzę poprzestać na jednej łodyżce. Poniżej przepis oraz muzyczny bonus: Beach Boys feat. a selery.

Składniki:

główka sałaty lodowej
2 małe pomarańcze
2 jabłka (najlepiej kwaskowate)
łodyżka selera naciowego
pół słoiczka oliwek zielonych nadziewanych papryką (zwykłe też mogą być)
2 łyżki majonezu (oczywiście kieleckiego)
sól, pieprz


Sałatę kroimy dużym nożem (jak kapustę, tylko na większe kawałki), wrzucamy do miski, płuczemy, odsączamy. Oliwki przekrawamy wzdłuż, dodajemy do sałaty. Pomarańcze obieramy i kroimy w przybliżoną kostkę, jabłka obieramy i kroimy w słupki. Dodajemy owoce do sałaty. Łodyżkę selera kroimy na bardzo cienkie plasterki, dorzucamy do sałaty. Wszystko mieszamy, najlepiej rękami. Dodajemy 2 łyżki majonezu, pieprz i sól. Mieszamy. Et voila. 

Legenda głosi, że Paul McCartney chrupie w tej piosence łodygę selera naciowego. Chrupanie zaczyna się w 52 sekundzie. Chrupmy warzywa razem z Paulem!