Ryby, wino, oliwki, słone białe sery, owoce morza, burek, cevapi. Na drzewach figi, granaty, kiwi, winogrona. Czarnogóra. W Chorwacji trochę wykwintniej, oliwy smakowe, trufle w najróżniejszych postaciach, delikatne żółte sery, bogaty wybór win i nalewek. Bałkańskie wybrzeże to kontrast lazurowego morza i skalistych, surowych gór. Na małe wysepki można płynąć czymkolwiek, rowerem wodnym, czy pontonem z motorem, mijając po drodze ekskluzywne jachty. Przez góry jedzie się serpentynami, po których miejscowi pędzą, kierując jedną ręką, w drugiej trzymając telefon komórkowy. Samotne monastyry z białego kamienia każą się wspinać w słońcu na skalistą górę, lub płynąć na wyspę, a potem rozczarowują, zamknięte na głucho. Średniowieczne miasteczka, jak Budva czy Kotor, sprawiają całkiem śródziemnomorskie wrażenie z mnóstwem wąskich uliczek i restauracji ustawionych wprost na ulicy. Kolory miasteczek nie wykraczają poza biel wapienia i czerwone cegły dachów. Na średniowieczną wyspę Św. Stefan, wizytówkę, wydawałoby się, tego kraju, można się dostać tylko podstępem, bo została w całości wykupiona przez Rosjan, którzy zrobili z niej enklawę bogatych gości hotelowych. Podstęp polega na ubraniu się od stóp do głów mimo palącego słońca i wejściu na wyspę pod pretekstem mszy z okazji święta św Stefana w tamtejszym monastyrze. Czarnogórskie wysepki i miejscowości nie są jeszcze tak zalepione turystami, jak chorwackie. Dubrovnik to już zupełnie inny wymiar - nieuchronnego wpadnięcia w tłum turystów, jak pod rzymskim Panteonem. Chciałabym odwiedzić Dubrovnik o jakiejś innej porze roku, kiedy nie będzie tam takich tłumów. W tym wystarczył mi jeden dzień, żeby skosztować sardeli, smażonych rybek, sera, wina. W Czarnogórze trochę rozczarowało mnie to, że asortyment w sklepach był bardziej włoski niż lokalny - przeważały produkty z drugiego wybrzeża Adriatyku. Zajadałam się jednak lokalnym żółtym serem - twardym i słonym oraz burkiem - bułką z tłustego warstwowego ciasta, wypełnioną słonym słonym serem lub mięsem. Zachęcona bardzo dobrym risottem z owocami morza po raz pierwszy spróbowałam małżów i niestety było to dość bolesne. Za 6 euro spodziewałam się małego talerzyka, na którym będzie kilka skorupek, a tymczasem dostałam miskę wielkości małej wazy na zupę, wypełnioną czarnymi małżami w gorącym sosie. Owoce morza trzeba próbować po trochu i powoli się do nich przyzwyczajać. Same ryby były przeważnie dość drogie, nie spełniłam mojego marzenia o steku z tuńczyka. Na lotnisku w Dubrovniku kupiłam pastę truflową z domieszką borowika - malutki słoiczek czystych trufli kosztował tyle, co doba w dobrym hotelu. Przywiozłam też zestaw wysokoprocentowych nalewek w różnych smakach, ale żałuję, że nie starczyło mi czasu na zakupy w supermarkecie.
Tydzień na bałkańskim wybrzeżu utwierdził mnie nie tylko w tym, że to piękny rejon, który od dawna byłby mekką turystów, gdyby nie straszna wojna. Utwierdziłam się w czymś jeszcze - za rok jadę zwiedzać Albanię, zanim odkryją ją masy autokarowych turystów.
cevapi-grillowane ruloniki z mięsa mielonego
sałata szopska, czyli ogórki, pomidory, cebula i starty słony biały ser
różne rodzaje oliwek
njeguski sir-twardy i słony
cevapi z frytkami, serem typu kajmak i surową cebulą
małżowy entuzjazm
przerodził się w małżowe męki
targ w Kotorze
wino wino wino
sardele słone i marynowane - pyszność!
krewetki z grilla
"małe smażone rybki", które je się w całości, jak chipsy